poniedziałek, 10 września 2012

Helios

Maria Konopnicka

Nad młodą ziemią Helios wstał,
Ogniste rozwiał włosy,
W egejską czarę złoto lał,
Na Pelion sypał rosy.

Egejska czara, pełna wód,

Stu wysep łono trąca;
Stu wysep Helios zbudził lud,
Nim wyschła rosa drżąca.

I powstał lud, i w światła zdrój

Obrócił twarz młodzieńczą,
A był z tych, co gdy idą w bój,
To hełmy mirtem wieńczą.

I z tych był, którym w ręku miecz

W jasny się piorun zmienia
I których stopa wprzód i wstecz
Odciska ślad istnienia.

I z tych był, których lutni dźwięk

Wiosenną ma pogodę
I nie zna, co jest płacz, co jęk,
I życie śpiewa młode.

I stało piękno, jako bóg,

Nad jego ziemią błogą;
I chodził w świat, i wracał w próg
Ozutą kwieciem nogą.

I w blaski słońca podniósł gród,

Pod którym wzgórza klęczą,
I stała mądrość mu u wrót
Siedmiopromienną tęczą.

A sława siała laurów siew

Na drogę jego męską,
Czy wroga tłumił niby lew,
Czy sam był rażon klęską.

I równą chwałą błyszczy się

Wskroś wieków jego zbroja,
Czy Termopile świat ją zwie,
Czyli ją mieni Troja.

I wyschły wody mnogich rzek,

I koło czasu warczy,
A nie wie świat, czy większy Grek
Pod tarczą, czy na tarczy.

I siała sława laurów siew

Na jego młodą głowę,
Czy w marmur zaklął ducha wiew,
Czy ludzką dał mu mowę.

I równą chwałą błyszczy się

Gwiaździstych dzieł plejada,
Czyli ją ziemia Wenus zwie,
Czy Edyp, czy Iliada.

I przeszły fale mnogich wód,

Wiejące modrą szatą;
I nie wie świat, co większy cud:
Czy Fidiasz, czy też Plato.

I śmiał się Helios, z dzieła rad,

I sypał ziarna złote
Na każdy greckiej stopy ślad,
Na greckich rąk robotę.

I rzekł: "Nim przejdę niebios próg

Tam, gdzie mnie gasi morze,
Z tej młodej Grecji, jakem bóg,
Lud nieśmiertelnych stworzę!"

I wyżej boskie czoło wzbił,

Płomienniej rozwiał włosy:
I każdy strumień słońce pił,
I każda kropla rosy.

I chyżej puszcza strzały swe,

Ognisty wóz pomyka,
Aż w drodze tej, czy chcąc, czy nie
Przebudził niewolnika.

Zaczęła psuć się jakoś wnet

Słonecznych rąk robota,
Kiedy spodlony, nagi grzbiet
Z ciemności wzniósł helota.

Przecudna linia greckich ciał

Spaczyła się dziwacznie,
Gdy nędzarz ten, co dotąd spał,
Swój łachman wstrząsać zacznie.

Sokrates, Fidiasz, Eschyles,

A nawet Plato boski
Poczuli w oczach słoność łez,
Na czołach bruzdy troski.

Więdnieje pieśń, więdnieje kwiat,

Klasyczna forma pąka
I nowa treść w nią, nowy świat
Przewciela twarda ręka.

A w lirach brzmią, nie znane wpierw,

Zadumy smętnej tony;
I mirtów gaj podgryza czerw,
Podgryza laur zielony.

I choć stał niemo nędzy syn,

Z bezmyślną, tępą głową,
Zmniejszał się przy nim każdy czyn,
Malało każde słowo.

I choć nie skarżył się na nic,

Krzywd własnych nieświadomy,
Wybiła bogom bladość z lic,
Warknęły z dala gromy.

Poczerniał Pelion, gdy nań cień

Wyschniętych upadł kości,
A cisza pełna wonnych tchnień
Zatrzęsła się z żałości.

I ujrzał Grek na niebie swem

Odbity cień nędzarza,
Jak nagle się pod wichru tchem
W olbrzyma przeobraża...

I ujrzał, jak ten olbrzym-duch

Swą mroczną dłoń wyciąga
I w piersi Grecji gasi ruch,
I słońcu jej urąga.

I ujrzał, jak się w życia tło

Rozpływa mroczne ciało,
I Fatum nazwał bóstwo to,
Które go zabić miało.

Na próżno Helios pęki strzał

Z żywego puszcza złota,
Olbrzymi mrok nad Grecją stał,
Dopóki stał helota.

I nim koń słońca w morzu pił,

Zamierzchły wód zwierciadła,
I młoda Grecja w pełni sił
I w pełni piękna - padła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz